Pressence Public Relations | Pressence Newsletter | Numer 34 / 15 maja 2003 |
Wydawca: Bogusław Feliszek | biuro@pressence.com.pl | www.pressence.com.pl |
Otrzymujesz tę korespondencję, ponieważ poprosiłeś o to Pressence Public Relations na stronie internetowej http://www.pressence.com.pl i zapisałeś się na naszą listę subskrypcyjną.
Przekaż proszę ten magazyn (e-zine) każdemu z Twoich znajomych, którzy tak jak Ty dbają o swój wizerunek, wiarygodność i dobre imię, pragną więcej sprzedawać produktów lub usług, chcą promować społecznie pożyteczną ideę.
Jeśli ktoś wykorzystał ten adres e-mail bez Twojej zgody, prosimy o kontakt: newsletter@pressence.com.pl.
OCHRONA PRYWATNOŚCI: Pressence Public Relations nie udostępni nikomu Twojego adresu e-mail. Słowo.
W numerze
Telewizja to obraz. Radio to dźwięk. Prasa to słowo drukowane. Taka jest potoczna opinia. Taka była.
Dzisiaj światem rządzi obraz. Obraz ruchomy. Dlaczego? Ponieważ – tak jak bohater filmu "Wystarczy być" z Peterem Sellersem – lubimy patrzeć.
Patrzeć na co? Właściwie na wszystko, co jest kolorowe i się rusza. Każdy temat okraszony fotografią zyskuje na wartości. Reporterzy są wyposażeni dodatkowo w aparat cyfrowy. Sami robią zdjęcia.
Siła obrazu
Nic nie daje informacji większej siły wyrazu od sugestywnego obrazu. Przepraszam tutaj wszystkich moich ulubionych mistrzów "zaspanej" narracji. Naprawdę uwielbiam obrazy malowane piórami Jamesa Joyce'a, Marcela Prousta, Johna dos Passosa. Ale w szybkiej i bezpośredniej komunikacji liczą się tylko obrazy – przekazywane na żywo lub utrwalone na video.
20 lat temu w telewizji większość materiałów reporterskich nagrywano na czarno-białej taśmie filmowej. Film kolorowy był zarezerwowany dla informacji dla "Dziennika Telewizyjnego". Pamiętam, że rolka miała 2,5 minuty filmu. Potem pojawiły się pierwsze ekipy pracujące w standardzie ENG. Mniejsza kaseta BETACAM. Dvcam, vhs, s-vhs, dvcpro, umatic, hdcam... Dziś wszędzie systemy cyfrowego utrwalania i obróbki materiału.
W domowym komputerze za pomocą odpowiednich aplikacji można zamienić psa w kota, odmienić kolor liści na drzewach, usunąć zmarszczki, a z zacinającego się rozmówcy zrobić elokwentnego interlokutora. Przy odrobinie talentu możemy stworzyć zupełnie nowy wspaniały świat!
Wkroczyliśmy w świat nowej ery w etyce marketingu, reklamy i dziennikarstwa. Jak daleko możemy posunąć się w retuszu fotografii bez posądzenia o fałszowanie rzeczywistości?
Jeszcze więcej!
W sklepie RTV można kupić kamery video, która oferują jakość obrazu akceptowaną w każdym newsroomie. Redakcje przyjmują takie nagrania, gdyż pokazują one zwykle początek dramatycznych zdarzeń lub ich wczesną fazę – coś, co wydarzyło się przed przyjazdem telewizyjnej ekipy. Ich autorami są sąsiedzi, przypadkowi przechodnie, turyści, itp.
Takie "żywcem wzięte" historie rywalizują w spieglu z materiałami nagranymi przez profesjonalne ekipy. Widziałem dzienniki będące kolażem wypadków samochodowych, pożarów, akcji policyjnych. Wszystko o dużym ładunku emocjonalnym, ale znikomej wartości informacyjnej.
Ten trend uświadamia nam jedną niezmiernie ważną rzecz. Jeszcze nigdy w Twoim otoczeniu nie było tylu kamer. Ukryta kamera czuwa :-)
Jeszcze szybciej!
Skoro tak łatwy jest dostęp do cyfrowych zdjęć, dlaczego tak rzadko wykorzystujemy je w informacjach prasowych i na stronach WWW? Odpowiedź jest prosta. Barierą jest przepustowość sieci. Ale niech tylko dostawcy usług internetowych zaoferują szybsze łącza, a świat Internetu błyskawicznie pogrąży się w oceanie pikseli. Zaraz potem na dobre rozgości się cyfrowe video.
Cyfrowe zdjęcia i video otwierają przed marketingiem, reklamą i PR nowe horyzonty. Konkurencja o "dobre" (czytaj: mocne, sugestywne i oryginalne) zdjęcia stanie się jeszcze bardziej ostra. Relacja z konferencji prasowej o godzinie 12-tej w południe będzie wysłana do mediów już godzinę później.
Cyfra daje siłę i szybkość. Początkujący grafik może na domowym komputerze stworzyć ciekawsze ilustracje niż jego bardziej doświadczony i utalentowany kolega robił to 10 lat temu. Potrzebuje do tego minut lub godzin, a nie dni. Wysyłka gotowych materiałów jest błyskawiczna. Ale NIC nie zastąpi talentu i pomysłowości.
Wyzwaniem pozostaje wiedza jak stworzyć mocną i oryginalną komunikację. W Internecie roi się od migających bez sensu pomysłów graficznych. Prawdziwym wyzwaniem jest zatem wiedza jak dotrzeć do naszych odbiorców w sposób, który przyćmi amatorów.
To są właśnie nowe standardy pomiaru efektywności reklamy, marketingu i PR. No i oczywiście pracy Twojej agencji.
Konkluzja
Żyjemy w świecie, który codziennie krzyczy: "Pokaż mi co to znaczy, pokaż mi jak to działa, pokaż mi co z tym zrobić!". Pracownicy Twojego działu marketingu/komunikacji/public relations doskonale o tym wiedzą. Dlatego słuchaj ich uważnie, kiedy mówią: "Musimy to POKAZAĆ, a nie tylko o tym opowiedzieć."
Dobry i zły policjant. Jeden przynosi kawę i ciastko. Pozwala zadzwonić do domu. Drugi krzyczy, grozi i nie używa dezodorantu.
Dobry i zły dziennikarz. Obydwaj lubią oglądać kryminały.
1. "Dobry" reporter. Z niektórymi ludźmi po prostu miło się rozmawia. Są tacy sympatyczni. Wydaje się, że wszystko rozumieją i pozwalają Ci mówić, ile chcesz. Świat mediów może być naprawdę wspaniały - jeśli słuchaczem nie jest reporter i to nie Ty jesteś bohaterem rozmowy.
Słuchanie przychodzi niektórym reporterom z zadziwiającą łatwością. Po prostu - taki dostali prezent od Pana Boga. Powoli systematycznie drążą sedno problemu. Wyciągają od rozmówców fascynujące rzeczy. Jeśli nie chcesz wpaść w tarapaty, nie daj się zwieść ujmującemu stylowi bycia.
Wywiady dla mediów są transakcjami handlowymi, a nie prywatnymi pogawędkami. Trzymaj się tego, co chcesz powiedzieć. Nawet najbardziej sympatyczny reporter wykorzysta wszystko, co powiedziałeś, aby uatrakcyjnić temat - nawet, jeśli to może Ciebie zranić.
2. "Zły" reporter. Negatyw miłego kolegi. Próbuje Ciebie zastraszyć. Marszczy brwi. Przerywa. Prowokuje. Zmienia tempo. Zmusza do rozmowy na niewygodne tematy. Często zaczyna rozmowę, "Właściwie to mam już gotowy materiał. Chciałbym tylko jeszcze usłyszeć Pana wersję zdarzeń." Być może mówi prawdę. Dobrzy reporterzy zawsze przedstawiają dwie strony konfliktu. Ale bądź ostrożny, kiedy usłyszysz, że reporter mocno nalega, aby poznać Twoje zdanie.
Dziennikarz potrzebuje trochę kontrowersji i prowokuje Ciebie do wypowiedzi. Za chwilę zadzwoni do innej osoby, której przeczyta co powiedziałeś i też poprosi o komentarz. Tak siedząc w redakcji można "zwiedzić" cały świat. Nie musisz odpowiadać na pytania dziennikarzy tylko dlatego, że je zadają. Sam musisz ocenić co się bardziej opłaca.
Czy jeden reporter jest lepszy od drugiego? Niekoniecznie.
Nie daj się oczarować miłym uśmiechem. Nie daj się zastraszyć agresywnymi pytaniami. Nie daj sobie narzucić tempa wypowiedzi, które Ci nie odpowiada. Jest mniej prawdopodobne, że powiesz coś głupiego, jeżeli utrzymasz swój naturalny rytm mówienia.
3. Typ mieszany. To fan porucznika Columbo. Na początku jest niezwykle miły. Trochę staromodny. Ucieszy się, kiedy poprawisz jego drobny "przypadkowy" błąd. "Ach te liczby. Nigdy nie byłem dobry w matematyce." W krytycznym momencie zmienia taktykę. Wykazuje się doskonałą pamięcią. Cytuje Twoje wypowiedzi sprzed dziesięciu lat. Zadaje krótkie, precyzyjne pytania. Przypiera do muru. Nie pozwala uciec. Ta metoda robi największe wrażenie (nie tylko na Tobie) w telewizyjnych i radiowych wywiadach "na żywo", kiedy czas trwania wywiadu jest ograniczony ramówką. Także wtedy jedynym ratunkiem jest trzymanie się podstawowego przekazu.
Jeśli wiesz, że reporter korzysta z metody "na Columbo" przećwicz ją przed wywiadem. Posłuchaj kilku jego wywiadów i poznaj najczęściej stosowane "zabiegi rozmiękczające". Ich liczba jest ograniczona, a skuteczność zależy w dużej mierze od zaskoczenia rozmówcy.
Mój pies, kiedy dostaje dobrą kartę, zaczyna merdać ogonem. Czy wiesz co robi dziennikarz, który poprosił Ciebie o wywiad, przed zadaniem podchwytliwego pytania? A w ogóle co to jest "podchwytliwe pytanie"? I dlaczego tak mrugam oczami, kiedy idzie mi karta?
Niektóre informacje nie umkną uwadze mediów. Zwykle te złe.
Kryzys wywołany tzw. aferą Rywina jest tego najlepszym przykładem.
Przed komisją zeznają kolejni świadkowie. Skandal dotyka najwyżej postawionych osób w państwie. Niektórzy - tak jak marszałek Senatu - nie mają wyboru. Po prostu - muszą zeznawać.
Kryzys będzie ciągnął się tak długo aż ujawnione zostaną wszystkie szczegóły. Kulisy funkcjonowania mediów w wolnym kraju będą wyjaśnione, a sam problem rozwiązany.
Jeżeli tak się nie stanie, członkowie wielce szanownej komisji śledczej powinni zająć się czymś innym.
Afera wokół nowej ustawy o mediach jest wyśmienitą lekcja dla wszystkich, którzy jeszcze nie musieli radzić sobie z kryzysem.
Najlepsza rada jakiej można udzielić jest zdumiewająco prosta, ale trudna w zastosowaniu.
Masz problem? Powiedz o tym i go rozwiąż.
Podczas rozważań nad tym czy warto ujawnić złą informację czy raczej ją utajnić, zwróć uwagę na cztery podstawowe zasady:
Krótko mówiąc - im dłużej media będą zajmować się informowaniem o przebiegu kryzysu, tym więcej szkód Ci to przyniesie. Im krócej, tym lepiej.
Marketing. Kiedy słyszymy to słowo najczęściej myślimy o nowych lub obecnych klientach. Postrzegamy marketing jako działanie skierowane na zewnątrz organizacji. A jak wygląda przekaz marketingowy skierowany do wewnętrznych klientów - do pracowników?
Organizacje wydają miliony złotych na misje, wizje, programy budowania tożsamości marki i komunikowanie swoich obietnic poprzez rozmaite media. Pracownicy to bezpłatna, wiarygodna i opiniotwórcza reklama. Dlaczego zatem większość organizacji przeznacza tak małe budżety na wewnętrzny marketing?
Promocja marki wewnątrz organizacji jest o wiele ważniejsza od działań zewnętrznych. Dlaczego? Bo zwiększa lojalność, przywiązanie do firmy i miejsca pracy, poprawia obsługę klienta. Pracownicy, którzy ufają swojej marce pracują więcej i lepiej. Potrafią także lepiej przekonać klienta o jej wyjątkowej wartości.
Czy pracownicy utożsamiają się z Twoją marką? Czy ją rozumieją? Czy potrafią i chcą ją promować?
4 + P
Podstawowe cztery elementy mixu marketingowego (produkt, cena, promocja i dystrybucja) są łatwe do skopiowania przez konkurencję. Jedyną rzeczą, której nie da się powielić jest osobowość organizacji. A tą wyjątkową osobowość tworzą pracownicy.
Pracownicy są bezcennym źródłem informacji o produkcie/usłudze. To właśnie pracownicy nadają realny kształt idei marki. Ich spostrzeżenia, doświadczenia z kontaktów z klientami pomagają zbudować treść przekazu marketingowego adresowanego do zewnętrznego otoczenia.
Zewnętrzny przekaz marketingowy nie powinien różnić się od przekazu adresowanego do załogi. I podobnie jak organizacja wsłuchuje się w sygnały dopływające z rynku podobnie powinna dostrajać się do informacji tworzonych wewnątrz. Pracownicy muszą słyszeć te same komunikaty jakie są wysyłane do klientów na zewnątrz. Muszą nie tylko je rozumieć, ale także umieć je podtrzymywać w swoim otoczeniu.
Pracownicy, którzy lubią swoje zajęcie zwykle mają mocno ukształtowane poglądy o marce i dużo o niej wiedzą. Zamiast więc tłumaczyć pracownikowi czym jest marka lepiej zaproś go do wymiany zdań na ten temat. Pozwól mu własnymi słowami zdefiniować wizję i plan działania. Pracownicy lepiej znają "swoje" problemy, a klienci czują, że naprawdę ktoś ich słucha i chce rozwiązać ich problem, a nie ogranicza się jedynie do wyklepania wyuczonych na szkoleniach formułek o zaletach produktu/usługi.
Plan działania
Do obowiązków specjalisty public relations należy stworzenie planu działania, który pomoże pracownikom bardziej efektywnie i spójnie komunikować się z klientami. To o wiele ważniejsze od brania wszystkich obowiązków komunikacyjnych na swoje barki.
Oto jak zacząć:
W organizacji, w której funkcjonuje wewnętrzny program komunikacji marketingowej, pracownicy lepiej odnoszą się do samej marki, do klientów i do samych siebie. Jest też bardziej prawdopodobne, że ich postrzeganie marki będzie zbieżne z wizją klienta.
"Czy znalazłby pan chwilkę, aby ocenić efekt mojej pracy przy projektowaniu Internetowego Centrum Prasowego XXX?" pytała młoda dama. Oczywiście, że oceniłem.
Biuro prasowe online profesjonalnie zaprojektowane. Jasna konstrukcja, łatwa nawigacja, ciekawa treść. Problem tylko JEDEN. Drętwe informacje prasowe.
Tak wiem. Żyjemy w pośpiechu. Brakuje czasu. Ale nie może go zabraknąć na rzeczy najważniejsze. A do tych zaliczam w public relations sztukę pisania.
Niestety niedostatek czasu to wcale nie najgroźniejszy wróg informacji. Wróg publiczny nr 1 to nowoczesna technologia.
Edytory tekstu ułatwiają pisanie, ale go nie zastępują. Nie zwalniają z myślenia i twórczego spojrzenia na temat. Ja uczyłem się sztuki pisania na maszynie bez "układów scalonych".
Pierwszą kopię tekstu zawsze pisałem odręcznie na kartce papieru. O wiele łatwiej jest dokonywać poprawek na papierze niż na maszynie do pisania, szczególnie wtedy, gdy tekst wystukujesz dwoma palcami :-)
Czyste pisanie
W czasach poczciwej "Eryki" problem z pisaniem od razu "na czysto" był taki, że w razie jakichkolwiek poprawek trzeba było przepisywać całą stronę od początku. Tak. Było trudno. Dużo wolniej niż dzisiaj. Ale były też ewidentne korzyści.
Podstawową zaletą był... czas. Każdy wiedział, że pisanie to czynność, która - jeśli ma być wykonana dobrze - wymaga czasu. Dlatego zdanie, "Muszę to napisać" każdy rozumiał tak samo, "Potrzebuję czasu." Nie pracowało się pod tak olbrzymią presją zegara z sekundnikiem.
Dla mnie najcenniejszą zaletą takiej organizacji pracy było jednak coś innego. Przed pierwszym uderzeniem w klawisz i wkręceniem kartki papieru do maszyny należało przemyśleć treść artykułu.
Dokładnie przeglądałem notatki, sprawdzałem wstępną wersję pamiętając, że każdy błąd oznacza nową czystą kartkę papieru wkręconą do maszyny. To był niezwykle mobilizujący bodziec do zaplanowania w głowie każdego zdania, każdego wyrażenia, każdego słowa.
Cnota pisania
Bez wątpienia nadejście ery edytorów tekstu znakomicie uprościło proces pisania. Ale z drugiej strony wszyscy coś straciliśmy.
Pisanie przy pomocy komputera jest dziecinnie łatwe - za łatwe. Medium nie zmusza do refleksji. Szybkość pisania jest ograniczona jedynie zdolnościami manualnymi. Potem tylko korekta ortografii (oczywiście automatyczna) i gotowe.
Widzę dwa problemy.
Jesteśmy wygodni. Pozwalamy słowom rozlewać się na ekranie monitora. Najpierw je widzimy. Potem decydujemy czy ładnie się komponują. Korekta zrobi się sama, bo przecież także po to mamy edytor tekstu.
Być może pisanie stało się technicznie łatwiejsze. Ale nie mylmy czynności pisania ze sztuką pisania.
Czas na pisanie
Wypracowanie myśli wymaga czasu.
A wszystko to razem wymaga poważnego podejścia i zaangażowania autora. Wymaga zmagania się z samym sobą i innymi, aby pisać jak najlepiej.
W książce Stephena Kinga "O pisaniu" czytam: "Przecież tutaj, do diabła, chodzi o pisanie, a nie mycie samochodu czy malowanie brwi. Jeśli podchodzisz do tego poważnie, możemy się dogadać. Jeżeli nie możesz lub nie chcesz, przestań to czytać i zajmij się czymś innym. Może umyj samochód."
Kropka.
W poczcie znalazłem e-mail z załącznikiem bagatela 10MB. To nie pomyłka. 10MB. Ktoś przesłał mi zawartość 7 dyskietek. Tak sobie. Bez uprzedzenia.
Wysłała go organizacja zainteresowana przeprowadzeniem szkolenia medialnego, która jak przeczytałem "pierwsze kroki dotyczące szkolenia medialnego zainicjowała w zeszłym roku".
Nie wiem jaki był program tego szkolenia, bo nie zamierzam otwierać pliku przesłanego wbrew podstawowym regułom netykiety. Jedno wiem na pewno. Na tamtym szkoleniu nie tłumaczono jak korzystać z załączników.
Załączniki multimedialne mogą stać się źródłem wielu frustracji, kiedy ich pobieranie zabiera irytująco dużo czasu. W tym czasie użytkownik praktycznie nie ma dostępu do poczty e-mail.
Jest wyrazem braku wyobraźni i szacunku wysyłanie dużych plików w załącznikach (ponad 40Kb) bez zgody odbiorcy.
Jak są inne rozwiązania?
Przy okazji warto też mieć na uwadze:
Niezależna konsultantka public relations z Poznania pyta:
Mój nowy klient wymaga przesyłania kopii całej korespondencji e-mail, którą prowadzę z dziennikarzami w ramach obsługi jego rachunku. Jeżeli na to przystanę, klient pozna adresy e-mail dziennikarzy z mojej listy mediowej. Wolałabym tego nie robić. Wiem, że przedtem współpracował z trzema agencjami PR. Co radzisz?
Możesz na samym początku powiedzieć, "Nie ze mną te numery Brunner" :-)
Mniej zarobisz, ale oszczędzisz sobie trochę lat życia, które i tak jest krótkie.
Też mam takie problemy. Nie wyrywam włosów z rozpaczy tylko stosuję taktykę "TPS", czyli takt, perswazja i czas.
Po pierwsze - na pewno razem musicie uzgodnić priorytety i najważniejsze cele i zadania.
Po drugie- na pewno też musisz kontaktować się z klientem we wszystkich sprawach wymagających podjęcia decyzji i wydania opinii. Nie musisz zawracać mu głowy działaniami rutynowymi. Na pewno to doceni.
Jeśli chodzi o wgląd do listy kontaktów mediowych, to jedno pytanie jest podstawowe. Czy klient chce poznać adresy e-mail dziennikarzy czy treść korespondencji? Czy wszystkim dziennikarzom wysyłasz list o takiej samej treści? Moja wątpliwość dotyczy tego, że ja dopasowuję treść listu do oczekiwań i stylu dziennikarza. Dlatego nawet bez adresu e-mail taki list jest źródłem wielu dodatkowych informacji o dziennikarzu i przy odrobinie trudu można go zidentyfikować.
Dlaczego nie zaproponować wysyłania co miesiąc/tydzień raportu z podsumowaniem wszystkich rozmów?
Możesz też skorzystać z systemu wysyłkowego, który ukrywając adresy e-mail przekaże klientowi statystki informacji kto otwiera listy i ile osób korzysta z odsyłaczy na stronie WWW.
W ramach wzajemności możesz zobowiązać klienta do wysyłania na Twój adres każdego listu e-mail o Tobie, Twojej agencji i realizowanym programie PR.
Ale najważniejsze jest przekonanie klienta, że pomyślna współpraca wymaga wzajemnego zaufania i drobiazgowa kontrola takiego zaufania nie buduje. Liczy się to co osiągniesz, a nie jak to zrobisz. A efekty każdy zobaczy. I mam nadzieję doceni.
Dlatego proponuję:
Przede wszystkim jednak kieruj się zdrowym rozsądkiem, zaufaj instynktowi i nie ustępuj za bardzo, jeżeli nie chcesz tego żałować później.
Studentka public relations z Warszawy pyta:
W przyszłym tygodniu wybieram się na rozmowę w sprawie nowej pracy. Staram się o posadę kierownika działu komunikacji wewnętrznej. Przygotowałam listę pytań, które mogę usłyszeć, ale nie wiem jakie pytania ja sama mam zadać. A to też bardzo istotne. Jakieś porady?
Mam nadzieję, że przeczytasz to jeszcze przed rozmową ;-)
Na deser pytanie, które zawsze warto zadać przed decyzją o podjęciu pracy w nowym miejscu. "Jaki jest średni okres zatrudnienia pracownika?" Jeżeli ten czas wynosi minimum pięć lat, możesz wnioskować, że w firmie panuje zdrowa i pogodna atmosfera. A to przecież najważniejsze.
Kierownik marketingu w firmie farmaceutycznej:
Szef dał mi tydzień na wymyślenie trzech tematów, które mogą zainteresować lokalne gazety. Tydzień to dużo czasu, ale w głowie mam kompletną pustkę. Co robić?
Jeżeli trudno Ci wymyślić tematy, o które będą walczyć jak lwy wszyscy dziennikarze, zadaj sobie siedem pytań.
Jeżeli nadal w głowie pustka, porozmawiaj z kolegami z pracy. Przygotuj konkurs na najciekawszy temat dla prasy. Nagroda? Bilety do kina/teatru. Jeśli media podchwycą temat, dodaj kolację dla dwojga w eleganckiej restauracji. Powtarzaj ten pomysł co miesiąc.
Po stronie odbiorcy
Kilka dni w łóżku. Drobne przeziębienie. Więcej czasu mogłem więc spędzić przy radioodbiorniku.
Oto co zapamiętałem:
Chcesz samodzielnie napisać swoją informację prasową? Skorzystaj z usługi bezpłatnej tylko dla prenumeratorów tego newslettera. Wypróbuj Twoje Info.
Przeoczyłeś ciekawy artykuł? Zajrzyj do Archiwum Pressence Newsletter.
Jeśli z ciekawością przeczytałeś nasz NEWSLETTER, prześlij go swoim przyjaciołom, współpracownikom i klientom w niezmienionej formie. Będą Ci za to wdzięczni.
Zastrzeżenia prawne
1. Pressence Public Relations i Bogusław Feliszek dostarcza Czytelnikom Pressence Newsletter ogólnych informacji na tematy, które ich interesują. Informacje zawarte w Pressence Newsletter nie stanowią w żadnym przypadku świadczenia usług doradztwa public relations ani jakichkolwiek innych usług.
2. Wszelkie informacje, poglądy, interpretacje, porady i rozwiązania nie są wyczerpujące i nie są przeznaczone do bezwzględnego i bezkrytycznego stosowania w praktyce. Pressence Public Relations i Bogusław Feliszek nie udziela w tym zakresie żadnych gwarancji wyraźnych lub dorozumianych. Korzystanie z treści i mechanizmów udostępnionych w Pressence Newsletter odbywa się na odpowiedzialność Czytelnika.
3. Pressence Public Relations i Bogusław Feliszek dokłada należytych starań, aby prezentowane treści, akty prawne i inne teksty i mechanizmy były zgodne z obowiązującym stanem prawnym. Jednak częste zmiany prawa powodują, że część treści może dotyczyć stanu prawnego z przeszłości. Pressence Public Relations i Bogusław Feliszek zastrzega sobie prawo zmiany danych i informacji umieszczonych w Pressence Newsletter w dowolnym terminie, bez uprzedniego powiadomienia Czytelników.
4. Treść Pressence Newsletter nie stanowi w żadnym przypadku oferty handlowej w rozumieniu art. 66 §1 kodeksu cywilnego oraz innych właściwych przepisów prawnych i jest jedynie zaproszeniem do rozpoczęcia rokowań zgodnie z art. 71 kodeksu cywilnego.
5. Korzystanie z treści Pressence Newsletter wymaga pisemnej zgody Pressence Public Relations i Bogusława Feliszka, poza wyjątkami określonymi w powszechnie obowiązujących przepisach prawa takich jak dozwolony użytek w rozumieniu ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U. z 2006 r. nr 90 poz. 631, t. jedn. z późn. zm.).
6. Niektóre z odsyłaczy w Pressence Newsletter łączą z zewnętrznymi serwerami. Pressence Public Relations i Bogusław Feliszek nie ponosi odpowiedzialności za informacje na tych serwerach, w szczególności za ich zgodność z prawdą.
7. Czytelnik Pressence Newsletter przyjmuje do wiadomości i akceptuje fakt, że poczta elektroniczna oraz inne transmisje przechodzące przez Internet mogą być obciążone ingerencją osób trzecich i nie mają charakteru poufnego.
Aby ZAPRENUMEROWAĆ Pressence Newsletter odwiedź naszą witrynę WWW i wypełnij zgłoszenie subskrypcyjne.
Aby ODWOŁAĆ PRENUMERATĘ (i mnie zasmucić) wyślij e-mail na adres: newsletter@pressence.com.pl z informacją KONIEC PRENUMERATY w linii tematu.
Bogusław Feliszek Pressence Public Relations |
pl. Teatralny 10-11/33 45-056 Opole tel. +48 77 441 40 14 |
WWW www.pressence.com.pl e-mail: biuro@pressence.com.pl |