Pressence Public Relations | Pressence Newsletter | Numer 37 / 1 lipca 2003 |
Wydawca: Bogusław Feliszek | biuro@pressence.com.pl | www.pressence.com.pl |
Otrzymujesz tę korespondencję, ponieważ poprosiłeś o to Pressence Public Relations na stronie internetowej www.pressence.com.pl i zapisałeś się na naszą listę subskrypcyjną.
Przekaż proszę ten magazyn (e-zine) każdemu z Twoich znajomych, którzy tak jak Ty dbają o swój wizerunek, wiarygodność i dobre imię, pragną więcej sprzedawać produktów lub usług, chcą promować społecznie pożyteczną ideę.
Jeśli ktoś wykorzystał ten adres e-mail bez Twojej zgody, prosimy o kontakt: newsletter@pressence.com.pl.
OCHRONA PRYWATNOŚCI: Pressence Public Relations nie udostępni nikomu Twojego adresu e-mail. Słowo.
W numerze
Wyobraź sobie najgorszą rzecz jaka może przydarzyć się Twojemu projektowi, organizacji lub nowemu rozwiązaniu.
Jesteś dzień po premierze nowego modelu auta. I co? W czasie jazdy próbnej odpada koło. Trudno w to uwierzyć. Przecież przeprowadzono tyle prób i testów w najbardziej ekstremalnych warunkach. Przecierasz oczy ze zdumienia. Ale obraz nie znika. Jesteś właśnie świadkiem najczarniejszego scenariusza. Twoja reputacja, posada, przyszłość są zagrożone.
Cóż, może tych testów było za mało. A może były źle zaplanowane. Może zabrakło wyobraźni. A może przydałoby się trochę więcej planowania – na przykład, czegoś, co roboczo można nazwać pre mortem, czyli post mortem z przyszłości. Tak postępuje wiele organizacji – bardziej lub mniej świadomie. Przygotowują się na najgorsze. W scenariuszach ich planów kryzysowych są obecne takie słowa jak śmierć i katastrofa.
Wiele takich analiz powstaje w związku z nowymi inicjatywami. Nowa polityka informacyjna organizacji albo nowy pomysł rządu. Nie tylko ostrożność, ale zdrowy rozsądek i logika podpowiadają, żeby sprawdzić jak taki pomysł będzie odebrany przez tych, których dotyczy. Na przykład, podatek liniowy. Czy ktoś zadał sobie trud, aby sprawdzić z jakim rezonansem spotka się wśród podatników jeszcze przed publicznym oświadczeniem premiera o zamiarze jego wprowadzenia. Ktoś wykonał post mortem? Czy może to post mortem dzieje się na naszych oczach – na "próbce" 40 milionów Polaków? Mam powiedzieć jak to się skończy?
Nie żyjemy w czarnej dziurze. Decyzji nie podejmuje się w próżni. Dzisiaj istnieje tylko dzięki wczoraj. Jeśli dzisiaj jest wtorek, to wczoraj musiał być poniedziałek. Ten poniedziałek musiał nas czegoś nauczyć – dobrego lub złego, ale czegoś nauczył.
Mówi się, że łatwiej jest przyswoić sobie nowe pomysły niż pozbyć starych. Nabyć nowych przyzwyczajeń niż pozbyć starych. Zaplanować nowy wydatek niż rozliczyć stary.
Skuteczne planowanie wymaga rozliczenia się z wcześniejszymi dokonaniami. Im lepsza ma być przyszłość, tym bardziej skrupulatne musi być to rozliczenie.
Czas i miejsce
Trudno planować przyszłość bez dokładnego określenia miejsca, w którym się znajdujemy, kontekstu, w którym jesteśmy widziani, pola, na którym działamy. Trudno to robić bez spojrzenia wstecz i analizy jak TUTAJ dotarliśmy. Pomijanie tego etapu to odrzucenie lekcji, które przecież – chcąc nie chcąc – i tak już pobraliśmy.
Odwrócenie się od przeszłości to odwrócenie się od błędów. To także rezygnacja z zastanowienia się nad przyczynami minionych sukcesów. Przy okazji warto pamiętać, że sukces z przeszłości wcale nie musi być powtórzony w przyszłości. Żyjemy w szybko zmieniającym się środowisku. To, co było dobre wczoraj, dziś może już nie wystarczać.
W tak szybko zmieniającym się świecie związek pomiędzy przyczyną, a skutkiem umyka uwadze przypadkowego i powierzchownego obserwatora. Rozmywa się też poczucie odpowiedzialności za swoje czyny. Skoro skutek i przyczyna nie są już tak oczywiste, to odpowiedzialność staje się pojęciem coraz bardziej obcym.
Brałem niedawno udział w warsztacie, którego zadaniem było opracowanie całościowego planu rozwoju i dostarczenia usług komunalnych lokalnej społeczności w ciągu 10 lat. Ćwiczenie ostentacyjnie pomijało kontekst – szczególnie odniesienie do przeszłości. Nikt nie zasugerował, że warto byłoby przejrzeć ostatnie 10 lat rozwoju "komunalki" zanim spojrzymy na kolejne 10 lat. Mówiąc szczerze, moderator warsztatu nawet odradzał nam próbę odniesienia się do przeszłości. Zachęcał do robienia planów bez specjalnego przejmowania się konsekwencjami. "Wasze plany będą odbiciem waszych wartości," argumentował. Nie muszę dodawać, że nie interesowało go jak te wartości powstały i jak zmieniały się w czasie. W tym ćwiczeniu kontekst ekonomiczny też nie był istotny. "Postawcie na marzenia – nie przejmujcie się konsekwencjami!" – mówił organizator warsztatu.
Często podejmujemy decyzje nie dlatego, że tak nakazuje rozum i logika, ale dlatego, że dzięki nim czujemy się lepiej, ponieważ są politycznie poprawne, oportunistyczne i szybko przynoszą korzyści. W tym procesie decyzyjnym historia nie istnieje – liczy się tylko teraźniejszość. Po co obciążać decyzje odpowiedzialnością? Dlaczego dołączyć do nich lekcje z przeszłości, które przypomną, że nie ma dymu bez ognia?
Oczywiście nie można dużo nauczyć się z nieskutecznych działań z przeszłości, przebrzmiałych idei i nieaktualnych pomysłów. Innowacyjność, oryginalność, nieschematyczne myślenie dają początek nowym rozwiązaniom, odważnym inicjatywom i skutecznym rozwiązaniom.
Podstawowa analiza ryzyka
Pre mortem to podstawowa analiza ryzyka. Większość systemów zarządzania ma ją wbudowaną do strategicznego planowania. Niektórzy uwzględniają ją też w planach kryzysowych. Czasem analiza pre mortem wykonywana jest metodą chałupniczą – bez większej wnikliwości i systematyczności.
Analizy pre mortem dotyczą wstępnego testowania pomysłów, przekazów, wpływu i skutków. Obejmują badanie rynku – sondaże, panele, grupy fokusowe, wywiady i inne. To nie jest czas dla potakiwaczy. Analizy pre mortem obejmują także rozmowy z tymi, których dotyczą planowane zmiany. Ich celem jest poznanie scenariusza najgorszego rozwoju wypadków. Na liście pytań będą sprawy społeczne (czynnik ludzki, reakcje), ekonomiczne (koszty, wpływ na udziałowców), środowiskowe (wpływ na przyrodę, estetyka), itd. Na tej podstawie powstają scenariusze "Jeśli to się wydarzy, zrobimy to."
Dobrze wykonane analizy pre mortem są całościowe, systematyczne, analityczne i przygotowują do działania w każdej sytuacji. Mają zapobiegać katastrofie. Są częścią całego procesu planowania.
Post mortem – umiejętnie włączone do procesu planowania – może znacząco zmniejszyć efekty przykrych wypadków. Post mortem to nie teoria – to opinia tych, którzy przeszli przez najgorsze. Post mortem to głos tych, którzy przeżyli. "Wiem, co mówię, bo sam przez to przeszedłem." Kiedy to ostatnio słyszałeś?
Możesz wykonać analizy post mortem według różnych scenariuszy. W pewnym stopniu możesz na nowo odkryć i interpretować historię. Na przykład, "Gdybyśmy postąpili inaczej, nie mielibyśmy tych kłopotów". Albo, "Gdyby tylko chcieli mnie wtedy posłuchać...". Gdyby? Ponad 20 lat po wprowadzeniu stanu wojennego nadal trwają spory o jego legalność i zasadność. Nie mówiąc już o efektach. Gdyby...
Wiem, że ryzykuję teraz posądzenie o nadmierną zapobiegliwość, ale proponuję wykonanie dwóch analiz: pre mortem i post mortem. Tylko wtedy przekonasz się czy pre mortem rzeczywiście działa i ma sens.
Każdy plan komunikacyjny musi zawierać trzy podstawowe elementy: przegląd minionych sukcesów i porażek, opis aktualnych silnych i słabych stron, szans i zagrożeń oraz nieschematyczną przemyślaną wizję przyszłości.
Pominięcie któregokolwiek elementu może doprowadzić do zaprojektowania krzesła o dwóch nogach.
To nie będzie wykład o mojej fascynacji tablicą Mendelejewa. Chodzi o "chemię" pomiędzy nowym klientem a zespołem agencji public relations. Bez takiej chemii trudno wygrać przetarg na usługi PR i jeszcze trudniej wyobrazić sobie efektywną współpracę.
Na pewno pamiętasz taką sytuację. Przychodzisz podekscytowany i pozytywnie nastawiony na spotkanie z przedstawicielami klienta – a tam za stołem kilka osób w ciemnych garniturach z twarzami jak przed decydującą rozgrywką na Mistrzostwach Świata w Pokerze.
Czy to było ciekawe spotkanie? Czy wszyscy dobrze się czuli? Czy doszło do podpisania kontraktu? Czy w ogóle miałeś na to ochotę? Czy chciałeś pracować dla tego klienta?
Każdy doświadczony praktyk PR wie, że chemia – lub jej brak – z pierwszego kontaktu dużo mówi o relacjach jakie zdominują przyszłą współpracę agencji z klientem. W opisanym przypadku agencja byłaby traktowana jak dostawca usług – nie jak partner.
A teraz przypomnij sobie inną sytuację. Przychodzisz podekscytowany i pozytywnie nastawiony na spotkanie z przedstawicielami klienta – a tam sympatyczni, mili i uśmiechnięci ludzie, którzy dużo wiedzą o Twoich sukcesach i z ciekawością słuchają Twojej prezentacji.
Jak poszło? Zadawali celne pytania? Interesowały ich szczegóły? Pytali o sposób pomiaru efektów? Pierwsi zaczęli mówić o budżecie? Inne wrażenie, prawda?
Być może nie wygrałeś tego przetargu. Ale myśl o tym, że mogłeś pracować dla takiego klienta wprawiła Cię w miły nastrój. Intuicyjnie czułeś, że właśnie takiego klienta chciałbyś mieć.
Wyobraź sobie teraz, że klient zaprasza trzy znakomite agencje PR. Każda ma bogate doświadczenie, znakomitą reputację, kreatywne pomysły i pierwszorzędnych pracowników.
Twardy orzech do zgryzienia dla klienta, ale każdemu życzę takich problemów.
Co zadecyduje o wyborze?
Chemia.
Z kim klient chce się codziennie spotykać? Z kim chce rozmawiać o swoich problemach i planach? Komu powierzy sekrety? Z kim chce świętować sukcesy? Z kim chce się zmierzyć z mediami w sytuacji kryzysowej?
Carl G. Jung powiedział: "Spotkanie dwóch osobowości przypomina kontakt dwóch substancji chemicznych: jeżeli nastąpi jakakolwiek reakcja, obie ulegają zmianie."
Jaka rolę odgrywa chemia w Twoich decyzjach biznesowych? Napisz o tym do mnie.
Jeden z moich klientów wyszedł niedawno obronną ręką z potencjalnie groźnej sytuacji kryzysowej. Jak to się udało? Nie dlatego, że jak asa z rękawa wyjąłem specjalnie na tę okazję przygotowane cudowne rozwiązanie. Klient właściwie obronił się sam. Powiem to jeszcze raz. Klient sam stworzył pozytywną reakcję mediów.
Na pewno o tym słyszałeś. No chyba, że wypoczywałeś w tym czasie na Hawajach. Klient znalazł się w samym środku trąby powietrznej. To nieprawda, że jest tam absolutna cisza. Przeciwnie. Co ciekawe – relacje mediów były wyważone – zarówno w trakcie kryzysu jak i po jego opanowaniu. Dziennikarze pisali ze zrozumieniem i bez cynizmu o staraniach firmy zmierzającej do zażegnania kryzysu.
Podobnego wsparcia udzielili firmie urzędnicy państwowi. Ich wypowiedzi były stonowane i rzeczowe. Co więcej – inne firmy – w tym konkurencja – zaoferowały pomoc.
Klient zadzwonił do mnie z podziękowaniem, "Nigdy nie moglibyśmy liczyć na taką reakcję otoczenia bez Twojej pomocy." "Przeciwnie," powiedziałem, "Na takie traktowanie sami zapracowaliście." Nie kierowała mną źle rozumiana skromność. Pomyślne zakończenie kryzysu było nagrodą za lata budowania wspaniałej reputacji. Powtórzę. Pomyślne zakończenie kryzysu było nagrodą za lata budowania wspaniałej reputacji.
Nigdy wcześniej nie widziałem tak życzliwej reakcji mediów. Nie widziałem takiego wsparcia opinii publicznej. Nie widziałem takiej pomocy ze strony samorządu. Wszystko dzięki znakomitej pozycji firmy w lokalnej społeczności.
Kilka wyjaśnień. Kiedy wziąłem się ostro do pracy nie miałem pojęcia czego mogę się spodziewać. Nigdy wcześniej nie miałem kontaktu z tą firmą. Prezesa zobaczyłem pierwszy raz, kiedy ekipa telewizji już czekała w recepcji na wywiad. Bez wahania przyjął moje uwagi dotyczące głównie otoczenia szczególną opieką wszystkich ofiar wypadku. Nie pytał o koszty tych działań.
Następny dzień przyniósł mnóstwo telefonów z deklaracjami pomocy. Dzwonili prezesi izby gospodarczej i stowarzyszenia branżowego. Dziennikarze, którzy wcześniej wielokrotnie pisali o firmie ze znajomością rzeczy informowali o biegu wypadków. Z umiarem i rzeczowo. Bez cienia złośliwości. W głosie dziennikarzy można nawet było usłyszeć domniemanie niewinności. Każdy kto choć raz przechodził przez kryzys wie jak niebywałe jest to zjawisko. Można było odnieść wrażenie, że reporterzy piszą o przykrej przygodzie ... przyjaciela.
Dlaczego o tym mówię? Budowanie reputacji równa się lokowaniu zaufania w banku public relations – zaufania, które pomoże przetrwać trudne chwile. Kiedy wybuchnie kryzys (90% prezesów go przeczuwa i tylko 50% przygotowuje na jego nadejście) możesz sięgnąć do złożonego w banku PR depozytu zaufania.
Analizując ten przypadek możesz dojść do błędnego przekonania, że najlepszą metodą uniknięcia kryzysu jest uważne trzymanie się w cieniu. Spójrz na to inaczej. Działanie w cieniu oznacza, że nie masz ŻADNEGO publicznego wizerunku. Ani pozytywnego, ani negatywnego. Nikt nie myśli o Tobie źle, bo nikt nie myśli o Tobie wcale. Jesteś tylko liczbą w bilansie księgowego.
Teraz wyobraź sobie, że wybucha kryzys. Dzieje się coś kłopotliwego. Nikt o Tobie wcześniej nie słyszał. Trudno więc mówić o jakimkolwiek zaufaniu. Zwycięża podejrzenie o winie i dziennikarski cynizm. Nawet nie wiesz jak szybko dziennikarze znajdą dowody Twojej winy. Prawdziwe lub nie. To nieważne. Dlaczego mają Ci współczuć? Wiedzą, że muszą działać błyskawicznie, bo inaczej ubiegnie ich konkurencja.
Jak zatem postępować? Proponuję, abyś zwiększył wiedzę o Twojej organizacji odwołując się do trzech strategii:
Nawet jeżeli nie masz czasu lub motywacji do działania zgodnie z moimi wskazówkami postępuj co najmniej zgodnie z prawem. Ta fundamentalna zasada potwierdziła się podczas rozmowy z niedoszłym klientem. Zadzwonił do mnie z pytaniem jak poprawić swój wizerunek w czasie, kiedy był w samym środku kryzysu. Nie doszliśmy do porozumienia, gdyż nie był przekonany do – jak to ujął – "celowości mówienia w tej chwili całej prawdy". Niedawno przeczytałem, że jego sprawą zajął się prokurator. Teraz to już coś więcej niż tylko problem public relations.
Jak opracować plan komunikacji kryzysowej
Dlaczego latem, kiedy większość ludzi cieszy się słońcem i wypoczywa na łonie natury, praktycy PR i marketingu sprawiają wrażenie bardzo zestresowanych? Czy to sprawka "wielkiej imprezy" – pikniku firmowego, otwarcia nowej siedziby, zjazdu przedstawicieli handlowych, balu dobroczynnego?
Imprezy specjalne to gatunek wyjątkowy. Każdy kto je organizuje czuje się spadkobiercą hołdu pruskiego i Okrągłego Stołu, konkursu emerytowanych drwali i gry na niewidocznej gitarze, Tygodnia Walki z Bezsennością i Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wszystkie wymagają niezwykłej mobilizacji, koordynacji, współpracy dostawców, wolnych strzelców, etatowych pracowników w zespole dopasowanym jak elementy szwajcarskiego zegarka.
Imprezy specjalne wymagają... hmmm... specjalnego podejścia. Dlaczego? Żadne inne wydarzenie nie wymaga tyle wyobraźni, nie burzy tyle krwi, nie wymaga współpracy tylu ludzi, nie wzbudza takiej ekscytacji wśród odbiorców, nie przyprawia tylu osób o ból głowy, nie wyczerpuje psychicznie, nie wyciska tylu łez... i nie daje tyle satysfakcji.
Jeśli masz do czynienia z jednym z tych wyzwań (lub będziesz wkrótce mieć), musisz odpowiedzieć na wiele pytań i stawić czoło wielu problemom. Na przykład, oto kilka pytań dotyczących lokalizacji:
W procesie planowania imprezy najważniejsze są odpowiedzi na typowo dziennikarskie pytania: KTO, CO, KIEDY, JAK, DLACZEGO i Z JAKIM SKUTKIEM?
Kluczowe jest określenie celów medialnych. Ile pieniędzy możesz wydać? Co chcesz osiągnąć?
No tak, ale czy zainteresuje to media?
Oto 10 porad jak wypromować imprezę w mediach:
Życzę udanej imprezy :-)
To duża frajda krytykować media za obsesyjną gonitwę za sensacją, skandalem i złem. Przyznam, że od czasu do czasu też ulegam tej niecnej pokusie.
Trudno jednak nie zauważyć, że politycy, biznesmeni, sportowcy, artyści i ludzie świata pop kultury często sami niszczą swój publiczny wizerunek. Reporterzy zazwyczaj nie muszą niczego wymyślać lub inscenizować – wystarczy, że włączą mikrofony i kamery lub nacisną spust migawki.
Kto na przykład jest autorem serii tych pięciu cytatów?
1. "Jedyne czego żałuję w życiu, to tego, że nie jestem kimś innym."
2. "Jestem tak dobrym kochankiem, ponieważ dużo ćwiczę sam."
3. "Moja wiedza o sztuce ogranicza się do Kirka Douglasa w roli Van Gogha."
4. "Mój mózg, to mój drugi ulubiony organ."
5. "Uważają mnie za intelektualistę, ponieważ noszę okulary, a moje filmy za wartościowe, bo... trzeba do nich dopłacać."
Czy tak mówiłbyś o sobie publicznie? Nawet w żartach?
Wygląda na to, że Woody Allen lubi wstawać lewą nogą i dla poprawy nastroju, zamiast myć zęby, bije się po twarzy.
Skąd takie upodobanie do poniżania siebie? Tak wygląda artystyczna autokreacja? Wszyscy mają zaprzeczać... Ależ nie, to nieprawda... Woody jesteś cudowny!
Oczywiście, znakomity reżyser mógłby powiedzieć o swej karierze i twórczości kilka miłych rzeczy, ale czy przez chwilę wątpiłeś w prawdziwość przytoczonych cytatów? Czy ktoś przystawił Allenowi rewolwer do głowy, żeby tak się "obsmarował"?
Woody Allen wpadł w medialne tarapaty na własne życzenie tak jak robi to wielu polityków, przedsiębiorców, sportowców, artystów i tzw. celebrytów. Źródłem tych kłopotów nie jest diabelska natura mediów, ale masochistyczne upodobanie do samokrytyki połączone z oczekiwaniem, że media tego nie zauważą.
To absurd!
Osoby udzielające wywiadów zbyt dużo uwagi poświęcają myśleniu co to będzie jak media coś złego o nich napiszą lub powiedzą. To strata czasu. Przede wszystkim nie powinny mówić źle same o sobie.
Pierwotnym źródłem większości kłopotów w mediach jest wypowiedź, w której mówisz coś nieprzemyślanego lub krytycznego o sobie samym.
Najlepszą metodą budowania pozytywnego wizerunku jest mówienie o sobie rzeczy dobrych i zostawienie krytyki innym.
Jeżeli zależy Ci na pozytywnych doświadczeniach z dziennikarzami, zacznij od kontroli tego, co jest na początku procesu mówienia i co możesz kontrolować w 100% – zacznij od kontroli swoich ust.
Kierownik działu public relations w firmie budowlanej z Warszawy pyta:
Zauważyłem, że prezentacje naszej oferty klientom są tym trudniejsze, im więcej jest na sali mężczyzn. Poza tym – trudniej jest ich rozbawić. Czy tylko ja mam takie wrażenie?
Moim skromnym zdaniem nie ma nic lepszego od publiczności składającej się wyłącznie z kobiet. Kobiety śmieją się chętniej i głośniej niż mężczyźni. Mężczyzn jest trudniej rozweselić, gdyż odzywa się w nich męskie ego, które mówi, "Podobno jesteś niezły, ale nie myśl sobie, że tak łatwo mnie rozbawić." Zanim wybuchną śmiechem rozejrzą się dwa razy dookoła, aby sprawdzić czy połowa sali tarza się ze śmiechu po podłodze. Nie śmieją się też głośno, bo – ich zdaniem – to osłabia ich autorytet. W końcu – kiedy się śmiejemy jesteśmy bezbronni.
W czasie wystąpienia publicznego adresowanego wyłącznie do mężczyzn – szczególnie, gdy jesteś kobietą – najważniejsze jest pokazanie, że jesteś jedną z nich. To nie ma nic wspólnego z seksizmem. Nie wierzę w język płci. Chcę tylko Ci pomóc w odniesieniu sukcesu. Musisz jednak pamiętać, że nie wszyscy mężczyźni są tak wrażliwi jak ja :-)
Jeśli Twoją publiczność tworzą mężczyźni z różnych firm i branż, bezpieczne tematy do nawiązania kontaktu to sport, biznes i pieniądze.
Najtrudniej mówi się do grupy kierowników z tej samej organizacji w obecności ich prezesa. Kiedy powiesz coś zabawnego uśmiechną się, ale na huragan śmiechu możesz liczyć tylko wtedy, kiedy zobaczą rozbawionego szefa. Ten rodzaj publiczności to prawdziwy koszmar. Żeby ułatwić sobie życie możesz powiedzieć prezesowi przed występem jak ważna jest jego reakcja na Twoje słowa w czasie prezentacji.
Jeśli publiczność stanowią w większości kobiety możesz liczyć na sympatyczne przyjęcie. Obecność pań rozluźnia atmosferę i zachęca panów do bardziej naturalnych reakcji.
A dlaczego warto żartować?
Czy nie lepiej powiedzieć tylko to, co mamy do powiedzenia i grzecznie usiąść? Oczywiście, że tak. Podobnie postępuje większość mówców. Problem polega na tym, że ich wystąpienia nie są skuteczne. Na pewno są ekspertami w swojej dziedzinie, którzy mogą godzinami rozprawiać o swojej dyscyplinie. Tylko z jakim skutkiem dla słuchaczy?
Dzisiaj humor nie jest tylko dodatkiem do wystąpienia. Jest jego nieodłącznym elementem. Odwoływanie się do poczucia humoru przynosi wiele korzyści. Oto jak działa humor:
No i na koniec największa korzyść o jakiej może marzyć każdy mówca. Po jednej z prezentacji podszedł do mnie uczestnik, który uśmiechnął się dopiero po 20-tu minutach. "Otworzył Pan przede mną całkiem nowy świat." Nigdy tego nie zapomnę.
Kierownik wydziału promocji miasta w południowej Polsce pyta:
Przedsiębiorcy z naszego miasta zbierają fundusze na odbudowę i modernizację zabytkowego centrum. Część środków planują pozyskać ze sprzedaży "cegiełek". Chcą włączyć do pracy nad tym planem mieszkańców. Udało się pozyskać sponsora, który funduje samochód. Auto będzie wylosowane wśród osób, które przedstawią swoje propozycje zmian. Co zrobić, aby zyskać jak największy rozgłos w mediach?
Przede wszystkim:
Tworzenie zainteresowania odbudową starych kamienic może być trudnym zajęciem, ale tym bardziej jest to fascynujące. Wybierz kilka budynków i zbadaj ich historię. Informacje znajdziesz w archiwum miejskim, zapisach sądowych, księgach urodzin, itp. Następnie wykorzystaj zdobyte informacje do napisania scenariusza widowiska przywołującego do życia najsłynniejsze postaci z historii tej części miasta. Zaproś do współpracy sztukmistrzów i prestidigitatorów, których umiejętności mogą wzbogacić widowisko o niespodziewane (i niezapomniane) wrażenia.
Odszukaj archiwalne zdjęcia najstarszych kamienic. Przygotuj ich maksymalnie powiększone kopie. Na przykład, 2 x 3 metry. Umieść je w widocznych miejscach w centrum miasta.
Poza tym:
Jako dodatkową nagrodę możesz zaproponować nazwanie parku w mieście imieniem osoby, która wylosuje samochód.
Kierowniczka public relations w firmie odzieżowej:
Po długich przygotowaniach w końcu udało mi namówić szefa na sfinansowanie szkolenia medialnego. Szkolenie się odbyło, ale powiem szczerze, że mam mieszane odczucia. Zajęcia były ciekawe, ale przesadzę, kiedy powiem, że nauczyłam się nowych umiejętności. Trener – bardzo młoda osoba – onieśmielił nas krytycznymi uwagami. Uwagi były słuszne, ale mam wrażenie – nie tylko ja – że były zbyt ostre. Czy wszystkie szkolenia są takie bezlitosne?
Jako osoba, która żyje z uczenia występowania przed kamerą i żywą publicznością, doskonale wiem jak duży może być szok po zobaczeniu siebie na ekranie telewizora i usłyszenie krytyki trenera i innych uczestników szkolenia.
Niektórzy mówią, że oglądanie nagranych na video wywiadów i prezentacji jest bardziej bolesne od samego nagrania. Innymi słowy – analiza jest bardziej bolesna od produkcji.
Może dlatego tak trudno jest nam uczyć się na błędach. Masochizm to przecież choroba. Mimo, że zawsze staram się zachować równowagę w pochwałach i krytyce występów przed kamerą, to odnoszę nieodparte wrażenie, że lepiej pracuje się z osobami, które dokładnie wiedzą czego im potrzeba do pozytywnej motywacji i sukcesu.
Przypomniałem sobie o tym niedawno na szkoleniu, kiedy jedna z uczestniczek w czasie wstępnej dyskusji o tym co i jak będziemy robić zapytała wprost czy może przedstawić swoje oczekiwania.
Krótko powiedziała na czym jej najbardziej zależy – na konstruktywnej krytyce przedstawionej w dyplomatycznej formie, zdrowym poczuciu realizmu bez niepotrzebnego straszenia oraz docenieniu wrodzonych dyspozycji i posiadanych umiejętności bez bolesnego obniżania poczucia własnej wartości.
Prawda jest taka, że na szkoleniu medialnym czasem najwięcej uczy się sam trener – nie klient. Pokazując swój "talent" w obrażaniu i poniżaniu, niedoświadczeni trenerzy zastraszają klientów do tego stopnia, że ci wolą milczeć niż próbować się czegoś nauczyć.
Dlatego nie bój się przedstawić na początku szkolenia swoje oczekiwania. Powiedz trenerowi, że chcesz przyswoić sobie praktyczne umiejętności niezbędne w czasie rozmowy z dziennikarzem, ale bez uszczerbku dla poczucia godności i pewności siebie. Intelektualnie przekonasz się jak mało wiedziałeś na początku, ale emocjonalnie potrzebujesz uznania dla talentu i ambicji.
Jazda PRóbna - symulowany wywiad z dziennikarzem
Kierownik działu marketingu w firmie komputerowej z Wrocławia pyta:
Stała się rzecz straszna. Mój pierwszy w życiu wywiad zakończył się totalną klapą. Przygotowywałam się do niego jak do matury. Niestety – po pierwszym pytaniu straciłam rezon i przez cały czas myślałem tylko, kiedy to się skończy.
Jest wiele sposobów jak "spalić" rozmowę z dziennikarzem. Spóźnij się na rozmowę. Zabrudź koszulę w bufecie sosem pomidorowym. Powiedz coś krytycznego o właścicielach rottweilerów (ulubiony pies dziennikarza). To wszystko wpadki, których można uniknąć.
Czasami jednak nikt dokładnie nie wie dlaczego rozmowa się nie klei. Czasem obojętnie co powiesz i jak to zrobisz prowadzi do rozczarowania. Bez paniki – wszystko można naprawić.
Po pierwsze – uśmiechnij się. Język ciała bardzo dużo mówi w czasie wywiadu. Rozluźnij ramiona i podaruj dziennikarzowi zniewalający uśmiech. To go rozbroi. Uśmiech dodaje pozytywnej energii i buduje wizerunek osoby pewnej siebie. Czarujący uśmiech to nie jedyny sposób wyprowadzenia rozmowy na spokojniejsze wody.
Oto inne "koła ratunkowe":
Boski strzał
Prezes dużej agencji PR przeżywającej załamanie się rynku zwleka kilka miesięcy z decyzją o "restrukturyzacji" etatów. Kiedy nadchodzi sądny dzień ogłoszenia "wyroku" sam wybiera się na partię golfa, a przekazanie decyzji o zwolnieniu kilkunastu pracowników zleca swojej asystentce.
Wszystko to obserwuje z wysokości Pan Bóg. Kiedy Piotr pyta, "Chyba nie pozwolisz tak mu się z tego wykręcić?" Bóg odpowiada, "Poczekajmy."
Na polu golfowym prezes przymierza się do pierwszego uderzenia. Pan Bóg precyzyjnie kieruje piłkę do końcowego dołka oddalonego o dwa kilometry. Zaskoczony Piotr pyta, "Dlaczego pozwoliłeś mu to zrobić?". Pan Bóg uśmiechnął się, "Któż to wie?".
Chcesz samodzielnie napisać swoją informację prasową? Skorzystaj z usługi bezpłatnej tylko dla prenumeratorów tego newslettera. Wypróbuj Twoje Info.
Przeoczyłeś ciekawy artykuł? Zajrzyj do Archiwum Pressence Newsletter.
Jeśli z ciekawością przeczytałeś nasz NEWSLETTER, prześlij go swoim przyjaciołom, współpracownikom i klientom w niezmienionej formie. Będą Ci za to wdzięczni.
Zastrzeżenia prawne
1. Pressence Public Relations i Bogusław Feliszek dostarcza Czytelnikom Pressence Newsletter ogólnych informacji na tematy, które ich interesują. Informacje zawarte w Pressence Newsletter nie stanowią w żadnym przypadku świadczenia usług doradztwa public relations ani jakichkolwiek innych usług.
2. Wszelkie informacje, poglądy, interpretacje, porady i rozwiązania nie są wyczerpujące i nie są przeznaczone do bezwzględnego i bezkrytycznego stosowania w praktyce. Pressence Public Relations i Bogusław Feliszek nie udziela w tym zakresie żadnych gwarancji wyraźnych lub dorozumianych. Korzystanie z treści i mechanizmów udostępnionych w Pressence Newsletter odbywa się na odpowiedzialność Czytelnika.
3. Pressence Public Relations i Bogusław Feliszek dokłada należytych starań, aby prezentowane treści, akty prawne i inne teksty i mechanizmy były zgodne z obowiązującym stanem prawnym. Jednak częste zmiany prawa powodują, że część treści może dotyczyć stanu prawnego z przeszłości. Pressence Public Relations i Bogusław Feliszek zastrzega sobie prawo zmiany danych i informacji umieszczonych w Pressence Newsletter w dowolnym terminie, bez uprzedniego powiadomienia Czytelników.
4. Treść Pressence Newsletter nie stanowi w żadnym przypadku oferty handlowej w rozumieniu art. 66 §1 kodeksu cywilnego oraz innych właściwych przepisów prawnych i jest jedynie zaproszeniem do rozpoczęcia rokowań zgodnie z art. 71 kodeksu cywilnego.
5. Korzystanie z treści Pressence Newsletter wymaga pisemnej zgody Pressence Public Relations i Bogusława Feliszka, poza wyjątkami określonymi w powszechnie obowiązujących przepisach prawa takich jak dozwolony użytek w rozumieniu ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U. z 2006 r. nr 90 poz. 631, t. jedn. z późn. zm.).
6. Niektóre z odsyłaczy w Pressence Newsletter łączą z zewnętrznymi serwerami. Pressence Public Relations i Bogusław Feliszek nie ponosi odpowiedzialności za informacje na tych serwerach, w szczególności za ich zgodność z prawdą.
7. Czytelnik Pressence Newsletter przyjmuje do wiadomości i akceptuje fakt, że poczta elektroniczna oraz inne transmisje przechodzące przez Internet mogą być obciążone ingerencją osób trzecich i nie mają charakteru poufnego.
Aby ZAPRENUMEROWAĆ Pressence Newsletter odwiedź naszą witrynę WWW i wypełnij zgłoszenie subskrypcyjne.
Aby ODWOŁAĆ PRENUMERATĘ (i mnie zasmucić) wyślij e-mail na adres: newsletter@pressence.com.pl z informacją KONIEC PRENUMERATY w linii tematu.
Bogusław Feliszek Pressence Public Relations |
pl. Teatralny 10-11/33 45-056 Opole tel. +48 77 441 40 14 |
WWW www.pressence.com.pl e-mail: biuro@pressence.com.pl |